Od stycznia 2020 roku w Ministerstwie Finansów, Infrastruktury i Cyfryzacji toczy się festiwal dokumentów i wyjaśnień, mających na celu zapanowanie nad rynkiem odpłatnego przewozu osób taksówką.
W końcu od czasu, gdy wprowadzono nowelizację ustawy o transporcie drogowym, wiele osób stanowiących prawo w Polsce wierzyło, że przepisami uda się ujarzmić branżę przewozową.
Ustawa o transporcie drogowym z 2019 roku miała być latarnią morską dla zagubionych w chaosie, wyznaczającą równą i przejrzystą drogę dla wszystkich taksówkarzy, tych starych i tych nowych przewoźników pracujących dla firm aplikacyjnych. Od 1 stycznia 2020 r. nowe zasady miały zapewnić spokój, harmonię, równą grę na rynku odpłatnego przewozu osób. W teorii każdy miał zyskać bezpieczeństwo finansowe, przejrzystość funkcjonowania i rywalizację fair play. Ale czy istotnie tak się stało?
Zamiast latarni morskiej wyznaczającej kierunek mamy wiecznie migoczące światło błądzące i gasnące w ciemności. Zamiast harmonii, zapanował wydawać by się mogło jeszcze większy chaos. Uber i inne podobne firmy wraz z partnerami flotowymi świadczącymi usługi pod szyldem Uber, Bolt i FreeNow zdają się nadal wymykać wszelkim regulacjom.
Od samego początku jak tylko się pojawili na rynku przewozowym spory i protesty nie milkną. Czym są usługi Ubera i Bolta? Transportem? Pośrednictwem? A może, w swej łaskawości, obdarzają pasażerów czymś więcej – „dobrem wspólnym” społeczeństwa informacyjnego? Mówmy szczerze – chyba sami nie wiedzą, kim są, ale za to z całą pewnością wiedzą, jak unikać rozliczeń podatkowych i zbijać wielka kasę. Aplikacyjne firmy przewozowe wkradły się na rynek niczym kąśliwe komary w pełnym słońcu, z pozoru niewinne, a jednak zauważalne i żerujące na każdym, kto stanie na ich drodze. W nocy zmieniając swoje oblicze, te same firmy, jak nocne nietoperze, przemieszczając się skrycie, omijają kolejne przepisy i zasady, a jednocześnie czerpią kolosalne korzyści z każdej luki w prawie. A gdzie w tym wszystkim są Ministerstwa ? które wpuściły tą plagę „innowacyjności” w której nie sposób już dostrzec, kto jest kim i jakie ma prawa?
Przecież już w maju 2017 roku rzecznik generalny TSUE, Maciej Szpunar, zajął stanowisko w sprawie Ubera, stwierdzając jasno i jednoznacznie, że to firma transportowa. Koniec, kropka. Firma przewozowa nie może być „nieuchwytna” i niezauważalna. Ale czy firmy aplikacyjne dostosowały swoją działalność i podporządkowały się tym wymogom prawnym? Nic z tych rzeczy, nie byli i dalej nie są gotowi podjąć się uczciwej rywalizacji – wciąż latają, zataczając kręgi między przepisami a swoimi gigantycznymi zyskami, a kasy nadal nie trzeszczą pod naporem fiskalizacji.
W maju 2020 roku pojawiły się dwa rozporządzenia Ministra Finansów i Ministra Cyfryzacji, które miały być „ostatnią deską ratunku” dla fiskalizacji usług przewozowych. Kasy rejestrujące w formie oprogramowania – oto „nowe narzędzie kontroli”. Tak jakby smartfon, aplikacja, kilka kliknięć, miały zapewnić przejrzystość, niczym krystaliczna tafla wody. Ale co z tego, skoro te właśnie aplikacje, i klikający paluchem w ekran smartfonu innowacyjni kierowcy, dalej nie zostawiają po sobie żadnego śladu. Fiskus miał nadzieję i może liczył na swój zwycięski cios, ale nie przewidział, że kryjąc się za parawanem oprogramowania, którego skontrolować nie bardzo można drapieżcy dalej będą budować swój zysk na bezkarności. Niestety, zamiast przejrzystości, mamy aplikacje z oprogramowaniem, które skutecznie omijają obowiązek drukowania paragonów. Skarb Państwa pustoszeje z każdą minutą, w której „przejazd” nie zostaje rozliczony. A przecież art. 111 ust. 3a pkt 1 ustawy o VAT mówi wyraźnie – paragon lub faktura z każdej sprzedaży to święty obowiązek podatnika. Ale w świecie, gdzie kasa fiskalna to tylko „apka”, przepisy tracą swój blask. Wojewódzki Sąd Administracyjny powiedział to samo – paragon należy wydrukować i wydać nabywcy, bez konieczności jego prośby. Brzmi prosto? Niby tak, a jednak nie, nie dla wszystkich.
Należy spojrzeć w oczy rzeczywistości. Brakuje kontroli, a urządzenia, które teoretycznie są „kasami fiskalnymi”, okazują się być jedynie udogodnieniem dla tych, którzy skrzętnie zacierają ślady swoich dochodów. Złośliwie, można by spytać:
- Czy smartfon z zainstalowaną „kasą” to urządzenie fiskalne? Czy tylko jego żartobliwa imitacja?
- Czy na tym „urządzeniu fiskalnym” może być każda inna aplikacja – począwszy od gry w szachy po platformę do zamawiania taksówek?
- Czy fiskus wie, na których urządzeniach zainstalowano owe „kasy rejestrujące”?
- I wreszcie: czy Ministerstwo ma choć cień świadomości, gdzie tak naprawdę działają te programowe kasy rejestrujące?
W tym labiryncie pytań jedno jest pewne – firmy aplikacyjne nadal bezkarnie żerują na rynku przewozów, sprytnie lawirując między przerwami w przepisach. Rodzi się zatem jeszcze jedno pytanie: czy Ministerstwa rzeczywiście znają rzeczywisty stan? A może wolą udawać, że to wszystko jest pod kontrolą? Ironia losu, w której państwo, mające strzec porządku, daje przyzwolenie na fiskalny bałagan, w imię nowoczesności i innowacji, to dramat polskiego fiskalnego porządku – spektakl, w którym pytania o uczciwość i odpowiedzialność rozchodzą się jak we mgle. Przyczyną wszelkich problemów i kłopotów przedsiębiorców sektora branży taksówkowej są dokonywane przez ich samych wybory. Wydawać by się mogło, że cierpią oni na najgroźniejszą i niewidoczną chorobę współczesnego świata czyli psychozę schizofreniczną, która sprawia że zapominają kim byli i co zawdzięczają politykom, którzy już wcześniej świat im układali. Niebawem kolejne wybory, czy ponownie stojąc przy urnach jak dzieci we mgle wybiorą polityków z zespołem Delbrücka?
0 komentarzy